56. Bieg Westerplatte – come back poruszeni.pl
30 września 2018
Prawie 3,5 tys. osób wystartowało w 56. Biegu Westerplatte. Wśród tego tłumu znalazłem się i ja. Niby nic niezwykłego, ale dla mnie to w pewnym sensie wydarzenie przełomowe, bo zamyka pewien okres walki z najtrudniejszym przeciwnikiem, czyli samy sobą. A więc miejcie się baczności – poruszeni.pl wracają!
Zanim przejdę do Biegu Westerplatte, pozwolę sobie na kilka zdań wyjaśnienia. Jeżeli ktoś tutaj jeszcze zagląda, to z pewnością zauważył, że aktywność na stronie jest zerowa (ostatni wpis pojawił się 10 kwietnia 2016r.). Szczerze przyznam, że tragiczny poziom aktywności “twórczej” był wprost proporcjonalny do poziomu aktywności sportowej. Od 2016 roku zdarzały mi się jakieś epizodyczne starty, czasami nawet poprzedzone treningami, ale ewidentnie całe te moje sportowe życie było pozbawione jakiejkolwiek jakości. Skończyła się motywacja – skończyły się treningi, skończyły się treningi – skończyły się starty, skończyły się starty – skończyły się tematy do pisania. Pewnie, mogłem pisać np. o radzeniu sobie z kontuzjami, treningach, czy też o endorfinkach itd. Ale musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie: czy osoba, która nie trenuje, spala paczkę fajek dziennie i prowadzi mało sportowy tryb życia jest wiarygodna do takich tematów? Otóż nie. Dlatego postanowiłem sobie, że do czasu uporządkowania pewnych spraw daję sobie na luz. Nawet były momenty (np. jak przyszło płacić za domenę 😉 ), że chciałem na dobre zamknąć projekt poruszeni.pl, ale postanowiłem, że dam sobie jeszcze trochę czasu.
Rachunek sumienia był, mocne postanowienie poprawy też, trochę trudniej było z realizacją. Powiem szczerze, że lenistwo bardzo mi się spodobało. Wreszcie nastąpił koniec problemów z kontuzjami i bólem mięśni po ciężkich treningach. Po pracy, zamiast wylewać wiadra potu, mogłem wreszcie obejrzeć dziesiątki seriali na Netfixie. Przy piątku mogłem sobie pozwolić na moje ulubione połączenie piwa i papierosów, bez konieczności oszczędzania się przed sobotnim startem. Generalnie lenistwo miało prawie same zalety, ale jednak ciągle mi czegoś brakowało.
Pierwszym krokiem do powrotu do aktywności było rzucenie palenia. Większość z Was zna mnie z tej sportowej strony i pewnie mało kto wie, ale paliłem około 18 lat. Tak, jak kolarze jadą na EPO, tak ja jechałem na nikotynie. Papieroska paliłem przed maratonem, przed triathlonem. Po oczywiście też. Generalnie uwielbiałem palenie i ciężko mi było rozstać się z nałogiem. Ale musiałem podjąć decyzję – albo trenuję, albo palę. Wybrałem opcję numer 1, ale z zastrzeżeniem, że do treningów wrócę, jak już będę na 100% wiedział, że rzuciłem. Skuteczna próba rozstania z dymkiem został podjęta w grudniu 2017. Niestety, okazało się, że dużo trudniej jest zerwać z lenistwem i tak naprawdę do regularnych treningów wróciłem dopiero w lipcu. No i od tych trzech miesięcy jakoś się kręci. Staram się realizować 3 treningi biegowe w tygodniu. Do tego postanowiłem znaleźć sposób na walkę z monotonią. Tym sposobem okazał się rower MTB, który na stałe zagościł w moim planie treningowym.
W kwestii startów mam świadomość, że przespałem pół roku i raczej ten sezon muszę sobie odpuścić. Jednak z drugiej strony wiem, że zawody motywują do treningów, więc zaplanowałem starty w dwóch gdańskich wydarzeniach – 56. Biegu Westerplatte oraz Cross Duathlonie Gdańsk 2018.
56 Bieg Westerplatte odbył się 23 września. Jest to kultowy bieg, z wieloletnimi tradycjami. Trasa biegu zaczyna się na Westerplatte, a kończy przy Europejskim Centrum Solidarności. Brałem udział w jednej z poprzednich edycji biegu i miałem bardzo dobre wspomnienia odnośnie organizacji imprezy. Stąd decyzja o starcie w tych zawodach. W tym roku pod względem organizacyjnym było również wzorowo – zero kolejek po pakiety startowe (przynajmniej dzień wcześniej), zapewniony transport uczestników na miejsce startu, pakiety startowe, dobrze zabezpieczona trasa oraz profesjonalna obsługa. Jedyny mały minus należy się za zamknięcie depozytów na kilkadziesiąt minut przed startem. Tego dnia naprawdę było zimno i ciężko było mi rozstać się z ciepłą bluzą.
Jeżeli chodzi o sam bieg, to było tak, jak miało być, czyli bez szaleństw. Po pierwsze 2,5 miesiąca treningów nie daje prawa do walki o rekordy. Po drugie 98% treningów realizuję po lasach (zbiegi, podbiegi, częste zmiany tempa), więc kompletnie nie miałem pojęcia, jakie stałe tempo jestem w stanie utrzymać przez 10 km. Pomimo tego, że gadki typu “a biegłem treningowo” zazwyczaj do mnie nie przemawiają, to tym razem tak właśnie podsumuję swój start. Bieg ukończyłem z czasem 47:44.
Następny start już 6 kwietnia. Tym razem wezmę udział w Cross Duathlonie Gdańsk. Będzie to dla mnie nowość, ponieważ pierwszy raz będę ścigał się na rowerze MTB.