Relacja z Cross Duathlon Gdańsk 2018

Numer startowy zawieszony na kierownicy

Cross Duathlon Gdańsk odbył się 6 października 2018 roku. Start i meta zostały ulokowane w urokliwej Dolinie Czystej Wody, czyli całkiem blisko mojego miejsca zamieszkania. Najprostszym sposobem dostania się na miejsce było przejechanie rowerem kilku kilometrów przez las. Ale postanowiłem jechać samochodem i wykorzystać okazję, żeby sprawdzić, czy mój rower mieści się w bagażniku (spokojnie mieści się). Na miejscu byłem trochę przed 9:00, dzięki czemu uniknąłem problemów ze znalezieniem miejsca parkingowego. Już około 9:30 odebrałem pakiet startowy i wstawiłem rower do strefy zmian. Do startu pozostało jeszcze prawie 1,5 godz. które wykorzystałem na przebranie się i rozgrzewkę.

Etap I – bieg na dystansie 5 km

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem info o Cross Duathlonie, dystans biegowy wzbudził na mojej twarzy delikatny uśmiech. Bo przecież 5 km biegu, to tyle co nic. Tym bardziej dla mnie – człowieka lasu, który zdecydowaną większość treningów biegowych realizuje w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Jednak tydzień przed zawodami zrobiłem rekonesans trasy, po którym mój optymizm trochę podupadł. Okazało się, że na trasie jest bardzo mało podbiegów. Tak naprawdę jest tylko jeden, ale liczący 2 kilometry. O ile wiedziałem, że pierwszy etap biegowy przelecę bez problemu, to wielką niewiadomą było dla mnie, jak mój organizm zareaguje na 2. kilometrowy podbieg po etapie rowerowym. Już wkrótce miałem się o tym przekonać.

Wykres prezentujący profil wysokościowy etapu biegowego.

Wystartowaliśmy o 11:00. Nie mając pojęcia, co jestem w stanie wycisnąć ze swojego organizmu, zająłem miejsce pod koniec strefy startowej. I to był mój pierwszy taktyczny błąd, który pozbawił mnie cennych sekund. Tak, jak wcześniej wspomniałem, pierwsze 2 kilometry trasy biegowej stanowił podbieg. Konsekwencją tego był długi sznurek zawodników, których mózgi chciały biec szybciej, ale nogi odmawiały współpracy.

Zawodnicy biegną w lesie.
Na podbiegu było trochę gęsto. Fot. Dawid Linkowski / Gdański Ośrodek Sportu

W takich warunkach wyprzedzanie było bardzo utrudnione i musiałem mocno kombinować, żeby przesunąć się w stawce chociaż o kilka pozycji. Mniej więcej w połowie trasy trochę się rozluźniło i można było delikatnie przyspieszyć, tym bardziej, że ostatnie 2 kilometry było praktycznie cały czas z górki. Po 24 min 33 sek. zameldowałem się w strefie zmian.

Etap II – rower MTB na dystansie ok. 17

Wizyta w strefie zmian zajęła mi prawie 2,5 minuty. Trochę długo, ale po raz kolejny przyszło mi płacić frycowe za nieprzemyślaną taktykę. Jednak miałem nadzieję, że na rowerze uda mi się nadrobić stracony czas. Trasę przejechałem wcześniej w ramach treningów, więc wiedziałem czego mogę się spodziewać. Pierwsza część to dosyć długi podjazd, który mniej doświadczonych kolarzy zmuszał do zejścia z roweru. A że było dosyć wąsko, to takie zatory uniemożliwiały jakiekolwiek większe szarże. Polak mądry po szkodzie, ale na przyszłość będę wiedział, żeby unikać podjeżdżania w grupie. Bo nawet jeżeli człowiek ma trochę pary w nogach, to wykorzystanie jej w takich warunkach jest praktycznie niemożliwie. Mniej więcej na wysokości Owczarni udało mi się uwolnić od “maruderów” i podłączyłem się pod grupę chłopaków, jeżdżących mniej więcej na moim poziomie. I tak w miły towarzystwie dokończyliśmy pierwszą i drugą pętlę.

Zawodnicy podczas etapu rowerowego. Trasa biegnie przez las.
fot. Gdański Ośrodek Sportu

Podobnie, jak to miało miejsce podczas biegania, brak doświadczenia spowodował, że na etapie rowerowym straciłem cenne minuty. Zapas mocy był, ale przez szkolne błędy nie miałem sposobności go wykorzystać. Trochę szkoda, ale był to mój pierwszy start w zawodach MTB, więc drobnych błędów nie dało się uniknąć. Etap rowerowy ukończyłem w 48 min 35 sek.

Etap III – bieg na dystansie 5

Tym razem wizyta w strefie zmian zajęła mi niecałe dwie minuty. Rower odstawiony, kask powieszony na kierownicy, zmiana butów i ogień. Tylko, że już na początku podbiegu ogień trochę przygasł. Pamiętałem ze startu w Triathlon Gdańsk, że bieganie po rowerze działa specyficznie na nogi. W przypadku tych zawodów, działało jeszcze bardziej specyficznie, ponieważ wspinanie się 2 km pod górę różni się znacząco od biegu po płaskich alejkach Parku Reagana 🙂 Jedyne co mnie pocieszało to świadomość, że innym jest równie ciężko. Mało było chętnych do wyprzedzania, a gumowe nogi powodowały, że niektórym odechciewało się biegania. Ja postanowiłem walczyć do końca i nawet udało mi się wyprzedzić kilka osób. Ale już nie było tak przyjemnie jak podczas pierwszego etapu. Całe szczęście, że ostatnie 2 kilometry były z górki, bo w mojej głowie zaczęły pojawiać się myśli typu “a po cholerę mi to?”.

Uśmiechnięty autor biegnie na ostatniej prostej.
Ostanie metry przed metą. Fot. Dawid Linkowski / Gdański Ośrodek Sportu

Kiedy wbiegłem na ostatnią prostą i zobaczyłem linię mety, postanowiłem wykrzesać z siebie resztki sił i trochę przyspieszyć. Po kilkusetmetrowym finiszu przekroczyłem linię mety. Tym razem etap biegowy zajął mi 26min. 44 sek., a całe zawody ukończyłem w 1 godz. 44 min. 09 sek.

SMS od organizatorów:
“KULEWICZ ARKADIUSZ, Gratulujemy ukonczenia Cross Duathlon Gdansk 2018. Twoj czas: 01:44:09. Miejsce w klasyfikacji OPEN: 68. Miejsce w kategorii wiekowej M30-39: 36”.

Podsumowanie

Udział w Cross Duathlonie Gdańsk mogę podsumować dosłownie jednym słowem – rewelacja. Spodobała mi się zarówno forma zawodów, jak i ich organizacja. Gdański Ośrodek Sportu po raz kolejny udowodnił, że potrafi przygotować rewelacyjną imprezę. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – dobrze zorganizowane miasteczko zawodów, rewelacyjna trasa, jej oznakowanie i zabezpieczenie, piękne medale, a po zawodach smaczny, ciepły posiłek. Cross Duathlon Gdańsk ląduje na stałe w moim kalendarzu zawodów.