Idziemy na plac zabaw, czyli sztuka kompromisu
3 sierpnia 2019
Obudził nas piękny, sobotni poranek. Od razu pomyślałem, że warto wykorzystać ten wspaniały dzień i wyskoczyć z Olkiem na spacer. Tylko wystąpił mały problem. Mianowicie syn, w przeciwieństwie do taty, średnio lubi „bezsensowne” wędrówki po lesie. Wyjście na plac zabaw, czy kopanie piłki na boisku – to jest coś. A długie spacery? Nuda!
Więc w jaki sposób pogodzić potrzeby syna i taty? To proste – można iść na oddalony o 500 metrów plac zabaw trochę dłuższą trasą. Delikatnie dłuższą, bo liczącą ponad 5500 metrów. Oczywiście nie zdradziłem Olkowi mojego chytrego planu. Pierwszy kilometr poszedł nam całkiem sprawnie. Ale synek należy raczej do tych ogarniętych, więc szybko zorientował się, że coś tutaj nie gra. W rezultacie, przez kolejne 4,5 km, chyba z 100000 razy odpowiadałem na pytanie „Kiedy będzie ten plac?”. Tak, wiem – dzieci wymagają cierpliwości…. 😉