City Trail – wchodzimy na wyższe obroty
29 grudnia 2019
Wystartowałem dziś w City Trail Trójmiasto. Tak moi mili – postanowiłem, po ponad rocznym lenistwie, trochę pościgać się na krótkim dystansie. Przy okazji przypomniałem sobie, jak to jest lecieć prawie na maksa, z rezerwami powietrza w płucach oraz tętnem na granicy wartości maksymlanych. Było super!
Dzisiejsze zawody odbyły się w Gdańsku. Dla tych, co są słabo zorientowani wyjaśnię, że City Trail Trójmiasto odbywa się na zmianę w Gdańsku i w Gdyni. Zarówno jedna, jak i druga lokalizacja gwarantuje porządne ściganie, ponieważ liczące ok. 5 km trasy, zostały poprowadzone przez tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Na dzisiejszy bieg zapisałem się za namową koleżanki. Wprawdzie dawno odpuściłem zawody na szybkich i krótkich trasach, ale pomyślałem sobie, że dobrze będzie rozruszać organizm po świątecznym obżarstwie. A możecie mi wierzyć, że w kwestii żołądka było co spalać, ponieważ przez święta przybyło mi prawie 5 kg czystej masy…
Start biegu zaplanowano na godz. 11:00. Ustawiłem się tak mniej więcej w połowie stawki, gdzie spotkałem wspomnianą wyżej koleżankę Małgorzatę. Podczas Garmin Ultra Race nie byłem w stanie dotrzymać jej kroku, ale z rozmowy wywnioskowałem, że “nie leci w trupa”, więc pomyślałem sobie, że super będzie spróbować trzymać się jej tempa. Trasę pamiętałem raczej słabo, ale wiedziałem na pewno, że mniej więcej pierwsze 2 kilometry to całkiem solidny podbieg. Dlatego odcinek ten poleciałem raczej zachowawczo, żeby później nie było wstydu lub, co gorsza, konieczność reanimacji. O dziwo, po tych 2 kilometrach jeszcze żyłem i miałem się całkiem dobrze. Postanowiłem więc trochę podkręcić tempo. Tylko co to znaczy trochę? Ciężko mi było zgadywać, jakie tempo jestem w stanie znieść, ponieważ ostatni bieg w średnim tempie poniżej 5 min/km zaliczyłem podczas Crossduathlon Gdańsk, który odbył się w październiku 2018 r. Od tamtego czasu raczej biegałem, niż trenowałem, więc 99% moich aktywności to spokojne biegi w tempie 6 min/km i wolniej. Jednak trzeba było coś postanowić. Szybka decyzja – będę starał się biec w granicach 4:30-5:00 min/km.
Zadanie ułatwiło mi ukształtowanie terenu, ponieważ przez ok. 1,5 kilometra był raczej płasko, lub z górki. Gdzieś tam po drodze zdarzyły się jakieś podbiegi, ale nie wpłynęły on negatywnie na mój plan. Ostatni kilometr to czysta przyjemność – najpierw z górki, a później finisz po prostej. Pognałem, co sił w nogach i ostatecznie zameldowałem się na mecie z wynikiem 25:42. Zegarek pokazuje, że trasa miała 5,14 km długości, więc średnio tempo wyszło mi dokładnie 5 min/km. Jak dla mnie rewelacja, tym bardziej, że nie były to zawody po nadmorskich alejkach, a całkiem wymagający bieg, z podbiegami, zbiegami, śliskimi korzeniami i innymi leśnymi atrakcjami.
Jeżeli chodzi o sam bieg, a raczej cykl biegów, to organizacyjnie jest po prostu rewelacja. Lata doświadczeń spowodowały, że wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Więc kusi mnie, aby wziąć udział w następnym biegu z cyklu City Trail. Problem w tym, że odbędzie się on w Gdyni. A staram trzymać się zasady, że nie startuję w biegach, które trwają krócej niż podróż, jaką muszę odbyć, żeby w nich wystartować. Zdarzają się jednak perełki, dla których łamię powyższą zasadę. Czy zrobię tak w przypadku City Trail w Gdyni? Przekonamy się już niedługo:)
Wiecej na temat biegów City Trail